sobota, 14 czerwca 2014

Z cyklu zwiedzamy Łotwę: Sigulda czyli ,,Szwajcaria Łotewska".

Ostatnim razem obiecałam, że posty będą pojawiały się na blogu regularnie i znacznie częściej, jednak okazuje się, że nie jest to tak proste jak mi się wydawało. Mimo, że jestem już po sesji na tutejszym uniwersytecie, do pisania zabieram się jak pies do jeża co jest w dużej mierze związane po pierwsze z tym, że powoli przygotowuję się do egzaminu, który czeka mnie po powrocie do Łodzi a po drugie tym, iż rozpoczęłam poszukiwania pracy. Mimo tego, że zarówno nauka jak i wysyłanie CV idzie mi jak na razie rozczarowująco źle, dopiero dziś nadszedł ten wieczór podczas kiedy to zebrałam się w sobie i postanowiłam dodać nowy post, tym razem opisujący naszą wycieczkę do Siguldy

Sigulda to małe, 10 000 tysięczne miasteczko, położone w jednym z czterech regionów historycznych Łotwy- w Liwlandii. Jest to północna część kraju, pomiędzy zatoką Ryską a granicami z Estonią i Rosją. Liwlandia jest jednocześnie najsłabiej zaludnioną częścią kraju jak i przyrodniczo najpiękniejszą (Park Narodowy Gauja zwany jest ,,Szwajcarią Łotewską". Nigdy nie byłam w Szwajcarii, ale jeśli jest tam tak pięknie jak jest tutaj to chcę tam pojechać.). Dolina rzeki Gaui, malownicze jaskinie i groty, których zbocza porastają gęste lasy- to coś co warto zobaczyć i co bez wątpienia zapiera dech w piersiach. 




Ponoć Sigulda należy do najchętniej odwiedzanych przez turystów miast nie tylko ze względu na malownicze krajobrazy i zabytki jak również fakt, iż zimą miasto to zamienia się w ośrodek sportów zimowych (latem natomiast można zrobić coś szalonego i skoczyć na bungee- koszt 30 euro). Rozpoczynając zwiedzanie należy kierować się w stronę wzgórza zamkowego na którym zachowały się resztki tej średniowiecznej twierdzy. Po drodze do zamku minęliśmy uroczy, wiejski kościółek do którego zdecydowanie polecam wejść! Jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby w kościele panowała tak sympatyczna i zachęcająca dla zwiedzających atmosfera. Nikt tutaj nie patrzył krzywo na próbę robienia zdjęć a co więcej uśmiechnięta starsza pani zaprosiła nas (na dodatek po angielsku) do wejścia po drewnianych schodach na górę (nie mam pojęcia jak fachowo nazywa się to miejsce w kościele) gdzie po raz pierwszy udało mi się z bliska obejrzeć ograny. Może nie zrobiły na mnie takiego wrażenia jak znajdująca się obok kolekcja obrazów wykonanych z... guzików, ale zdecydowanie warto było tam wejść.


Mimo tego, że Siguldzki zamek uległ dużemu zniszczeniu jego ruiny są znakomicie zadbane i udostępnione do zwiedzania. Koszt to jedyne 70 centów. 


Naprzeciwko ruin znajduje się eklektyczny pałac z XIX w. Obok mieści się mała i skromna pracownia malarska do której według mnie również warto wejść. Oprócz pięknych obrazów, atrakcją jest pomieszczenie w którym można poznać towarzyszącą pobliskiej miejscowości Turaida, słynną, łotewską legendę o Mai- ,,turaidzkiej Róży". Jest to opowieść o miłości i wierności Mai do swego ukochanego. Według legendy, Maija kochała prostego ogrodnika Wiktora Heilsa jednak pewien polski oficer, Adam Jakubowski, pod osłoną nocy zwabił dziewczynę do jaskini w której ta zwykle spotykała się ukradkiem ze swym ukochanym. Dziewczyna woląc śmierć od hańby, uciekła się do podstępu. W zamian za wolność, obiecała Polakowi czarodziejską chustkę, która miała o chronić na polu bitwy. Owinęła swoją szyję chustką, wypowiedziała wymyślone przez siebie zaklęcie i kazała uderzyć się mieczem. Jakubowski zabił ją tym uderzeniem a sam będąc w szoku, ponoć powiesił się na drzewie w pobliskim lesie. W XIX wieku okazało się, że historia ta nie do końca jest legendą, ponieważ w zamku w Rydze znaleziono dokumenty z procesu o morderstwo popełnione w Jaskini Gutmana... Przykre, że jest to kolejna historia w której Polacy nie wypadają korzystnie. Warto wspomnieć, że sama Sigulda została podarowana przez króla niejakiemu Stanisławowi Stadnickiemu, wpływowemu polskiemu szlachcicowi a jednocześnie sławnemu warchołowi zwanemu później ,,diabłem łańcuckim".





Z zamku roztacza się widok z prawej strony na Turaidę a z lewej na Krimuldę. W Turaidzie mieści się legendarna Jaskinia Gutmana- największa w krajach bałtyckich, oraz zamek składający się na kompleks muzealny Turaidas Muzejrezervats. Nam udało się dojść jedynie do jaskini, później zawróciliśmy po to by skręcić w lewo i po długiej i mozolnej wspinaczce dojść do Krimuldy, gdzie znajduje się pałac należący niegdyś do miejscowego rodu Lieven a który od 1922 roku działa jako sanatorium dziecięce.



Po wspinaczce miałam nadzieję odpocząć i napić czegoś zimnego w znajdującej się tutaj kawiarni ,,Milly", która niestety była już zamknięta.

W Siguldzie urzekło mnie najbardziej to, że mimo tego, że jest to małe miasteczko jest bardzo zadbane. Czyste, wszędzie pełno kwiatów, pomników a świeżo skoszona trawa wprost zachęca do odpoczynku i zorganizowania na niej pikniku.




Podsumowując, z łotewskich miast które widziałam do tej pory, Sigulda zdecydowanie ujęła mnie za serce i podobała nam się najbardziej. Jeśli planujecie dłuższy pobyt na Łotwie koniecznie wybierzcie się do tego uroczego miasteczka.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz