środa, 29 lipca 2015

Moje odczucia po obejrzeniu filmu ,,Carte Blanche".

Cześć,

Wczoraj obejrzeliśmy z M. film, który bardzo mnie poruszył. Dlatego chciałabym się z Wami moimi przemyśleniami na ten temat podzielić. 


Film nosi tytuł ,,Carte Blanche" i przedstawia prawdziwą historię lubelskiego nauczyciela, który pewnego dnia zauważała, że zaczyna gorzej niż do tej pory widzieć. Decyduje udać się do lekarza gdzie okazuje się, że cierpi na nieuleczalną i rzadką chorobę w efekcie której wkrótce zupełnie straci wzrok. Mężczyzna początkowo przerażony sytuacją w której się znalazł próbuje popełnić samobójstwo jednak jest to próba nieudana. Postanawia więc zmierzyć się z chorobą w ten sposób by żyć tak jak jak do tej pory w zakresie na jaki choroba mu na to pozwoli. W związku z tą decyzją nauczyciel nie rezygnuje z pracy w liceum, do tej pory miał świetny kontakt ze swoimi uczniami i tak pozostanie do końca. Prowadzi młodych ludzi ku maturze jednocześnie próbując oswoić się i pogodzić z sytuacją w której się znalazł. Tu chciałabym zaznaczyć, że bohater a przede wszystkim jego wola walki i siła a także chęć życia wzbudził we mnie ogromny podziw i szacunek. 



Akcja filmu rozgrywa się w Lublinie. To co najbardziej wstrząsające to klimat filmu- brudne, brzydkie, szare miasto z obdrapanymi, obskurnymi kamienicami. Stare, rozpadające się, zmagające się z własną chorobą. Bohaterowie filmu wynajmują ciemne mieszkania z ponurymi ścianami i meblościankami. Oglądając ten film i pomijając główny wątek choroby, dociera do nas, że życie w Polsce to nie tylko zdjęcia ładnych przedmiotów, którymi zachwycamy się przeglądając Instagram. To nie opisy słonecznych, leniwych dni spędzonych w modnych miejscach, przy kawie i uroczym kawałku ciasta. To nie to co wmawiają nam blogerzy oznaczając zdjęcia polskich pól hastagami #kochampolskę i #polskanajpiękniejsza. Życie w Polsce to główny bohater, który wkrótce przestanie widzieć, ale nie stać go na zakup urządzenia, które czytałoby mu książki na głos. To smutne szpitale i lekarze, którzy bez emocji informują go o tym, że właśnie zaczyna się największy dramat jego życia. To obcy mężczyzna, który kupuje od niedowidzącego teleskop i oszukuje go zostawiając na stole połowę umówionej ceny. To młoda dziewczyna, która nie przychodzi na swój egzamin maturalny bo ojciec wyzwał ją od dziwek i potraktował pięścią w twarz. To również jej matka pielęgniarka, która spędza życie na chowaniu przed mężem alkoholikiem pieniędzy. 

Film jest bardzo realistyczny i nie przesłodzony. Nawet wątek miłosny w nim przedstawiony jest tragiczny i rzeczywiście prawdopodobny. Złudna miłość pomylona z namiętnością, która sprowadza się tylko do próby ułożenia sobie życia. Kobieta z dzieckiem, która z płaczem tłumaczy się, że jeszcze będąc na studiach straciła matkę, ojca nie zna, nie dostaje alimentów na dziecko. Że miała nadzieję na lepsze życie a więc nie jest gotowa na życie z inwalidą. Nie jest to miłość, która przetrwa wszystko- to jest zwykłe życie, problemy z którymi mierzy się mnóstwo ludzi w naszym kraju. Problemy o które modlimy się, żeby nas nie dotyczyły. 

Film jest mądry i na pewno warto go obejrzeć chociażby po to, żeby uświadomić sobie, że bańka w której część z nas ma szczęście żyć w każdej chwili może pęknąć. Nic nie jest nam dane na zawsze i do niczego nie wolno nam się przyzwyczajać. Poza tym znakomita rola Andrzeja Chyry.

A Wy, oglądaliście ten film? Jakie na Was zrobił wrażenie?

środa, 22 lipca 2015

Ogród mojej mamy.

Witajcie,

Ostatni post był pisany i zdecydowanie ,,przegadany" dlatego dziś chciałabym podzielić się z Wami zdjęciami pięknych kwiatów z magicznego ogrodu mojej mamy. Mama z zawodu jest nauczycielką jednak z zamiłowania ogrodnikiem. Za każdym razem kiedy ją odwiedzam, lubię siedzieć z herbatą na tarasie i rozkoszować się bogactwem barw, które cieszy oko przyzwyczajone już do bloków, kamienic, biura, betonu i szarości.






Kazimierz przywieziony z Kazimierza Dolnego:-)











A tu niespodzianka: kot o imieniu Pulpet na spacerze, czyż nie jest wyjątkowej urody kocurem? :-)


Kiedy mieszkałam z rodzicami w domu nie doceniałam uroków posiadania własnego ogródka, jednak teraz kiedy przeprowadziłam się do bloków coraz częściej mi ten brak doskwiera, zwłaszcza latem kiedy piękna, słoneczna pogoda sama zachęca do przesiadywania w cieniu drzew z czymś zimnym do picia i wciągającą lekturą. Próbuję sobie rekompensować ten brak kupując co i rusz jakieś nowe roślinki, które staram się hodować na swoim miniaturowym balkonie. Efektami tej hodowli podzielę się z Wami już wkrótce a tymczasem mam nadzieję, że podobały Wam się zdjęcia maminego ogrodu. Życzę Wam miłego, letniego wieczoru:-)

niedziela, 19 lipca 2015

Czy łatwo jest wyprowadzić się z domu?

Cześć,

Niedawno, 13 lipca minął rok odkąd wyprowadziłam się z domu. Chciałabym podzielić się z Wami moimi odczuciami na ten temat.

Tak naprawdę wyprowadziłam się wcześniej ponieważ na 5 roku studiów, dokładnie w lutym wyjechałam z chłopakiem na Erasmusa. Mroźna Ryga nas w sobie rozkochała a spędzone w niej 5 miesięcy było bez wątpienia przeżyciem, którego nigdy nie zapomnę. Mieszkaliśmy sami, wynajmowaliśmy kawalerkę, byłam przez długi czas bardzo daleko od moich rodziców, ale nie traktowałam tego jako ,,wyprowadzkę" tylko dłuższy wyjazd. Niestety, każdy wyjazd wiąże się z powrotem. Należę do tego typu ludzi, którzy bardzo łatwo przywiązują się do miejsc. Odkąd pamiętam, zawsze było mi bardzo ciężko wracać. Z kolonii, z wakacji spędzanych z przyjaciółmi, z zagranicznych wyjazdów z mamą. Uwielbiałam wyjeżdżać, ale nie lubiłam wracać.

Kiedy nadszedł ostatni tydzień naszego wyjazdu, dzielnie się trzymałam choć milion razy chodziłam w swoje ulubione miejsca aby ,,ostatni raz się z nimi pożegnać". Zrobiłam tryliard zdjęć, ale powstrzymywałam się od płaczu. Cieszyłam się, że zobaczę się z rodziną i przyjaciółmi. Złamałam się dopiero w połowie drogi do Polski, w autokarze. Wracaliśmy nocą, wszyscy wokół mnie smacznie spali a ja siedziałam, patrzyłam się w okno przez które nic nie było widać i łzy jak grochy leciały mi po twarzy. Uświadomiłam sobie, że kończy się moja zagraniczna przygoda. Oto po wspaniale wspólnie spędzonych miesiącach sam na sam z moim chłopakiem wracamy do swoich rodzinnych domów przy czym odległość, która je dzieli to 100 km. Koniec zatem ze wspólnym gotowaniem, robieniem zakupów, wieczornym oglądaniem filmów pod kocem- czyli prostymi, codziennymi czynnościami do których przyzwyczaiłam się najbardziej. 

Ta odległość z jednej strony była przekleństwem, ale z drugiej strony zmotywowała nas do tego aby podjąć decyzję o tym, że po powrocie nadal chcemy razem mieszkać. Nie po skończeniu studiów, nie po aplikacji, nie kiedy odłożymy na to pieniądze- teraz, możliwie od zaraz. Zaczęliśmy szukać pracy i szczęśliwie udało się ją znaleźć od razu, wróciliśmy do Polski pod koniec czerwca a 15 lipca M. miał rozpocząć pierwszy dzień w nowej pracy. Z jednej strony byłam szczęśliwa, wystarczyło jednie znaleźć mieszkanie, które by nam odpowiadało, spakować rzeczy i rozpocząć nowe życie. Dorosłe życie. Samodzielne życie. Wspólne życie.

Czy łatwo jest wyprowadzić się z domu? Wiem jedno, nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Łatwo jest znaleźć pracę, wynająć mieszkanie i przeprowadzić się. Nieco trudniej jest zacząć radzić sobie samemu. Myślę jednak, że każdy z nas mieszkając z rodzicami starał się w mniejszym lub większym stopniu pomagać w domowych obowiązkach, więc mało szokujący jest fakt, że odtąd musisz zacząć radzić sobie sam- zakupy same się nie zrobią, łazienka nie posprząta a w szafie nie będzie wyprasowanych ubrań jeśli wieczór wcześniej nie sięgniesz po żelazko. Oczywiście zdarzają się chwile smutku podczas których będziesz żałować, że po pracy obiad nie czeka na stole tylko w najlepszym wypadku, jeśli o to zadbałeś w lodówce znajdziesz składniki z których uda Ci się coś na szybko przygotować. Obowiązki domowe, które nagle z dnia na dzień z ,,pomagania" spadają w całości na Ciebie, owszem czasem są przytłaczające i z pewnością zajmują dużo czasu. Chętnie zjadłabym przygotowaną przez mojego tatę kolację, byłoby mi miło gdyby wieczorem na moim biurku ,,magicznie" pojawiła się miseczka ze świeżymi truskawkami. Ale to nie to jest najgorsze.

Znacznie gorsze są wyrzuty sumienia, które dopadną Cię już na początku. Wiedziałam, że swoją decyzją sprawiłam rodzicom ból. Jestem jedynaczką, moi rodzice zostali w domu sami i było im przykro. Nie spodziewali się, że po prawie półrocznej rozłące miną ledwie dwa tygodnie a ja znów wyprowadzę się z domu, tym razem na stałe. Myślę, że nie zdążyli się mną nacieszyć, jednak to też nie jest najgorsze.

Najgorsze są TE myśli, które zaczynają pojawiać się w miarę upływu czasu. Generalnie jesteś szczęśliwy bo wracasz po pracy do domu i choć nie czeka na Ciebie obiad to z drugiej strony masz też święty spokój. Możesz zrobić sobie na obiad cokolwiek chcesz, możesz coś zamówić a możesz też nic nie jeść jeśli nie masz na jedzenie ochoty i nikt nie powie Ci ,,MUSISZ coś zjeść.". Nie musisz. W zasadzie mieszkając ,,na swoim" nic nie musisz. I możesz robić co chcesz. Jesteś wolny. Z czasem jednak pojawiają się te natrętne myśli, że zbliża się weekend i że chętnie pojechałbyś z mamą na zakupy, tak jak kiedyś. Po powrocie moglibyście zjeść razem drugie śniadanie na tarasie, mógłbyś pomóc mamie i tacie w sprzątaniu, zjedlibyście razem obiad a wieczorem obejrzelibyście razem film. Moja mama zawsze kładła się spać wcześniej aby przed snem poczytać jeszcze książkę a ja lubiłam przychodzić do jej sypialni, kłaść się na zawsze świeżej i pachnącej pościeli i chwilę z nią porozmawiać. I teraz mi tych krótkich, wieczornych rozmów coraz bardziej brakuje. Brakuje mi spędzania czasu z rodzicami, takich zwykłych codzienności zamiast których pojawiły się umawiane spotkania. Są chwile kiedy wpada mi jakaś myśl do głowy, coś co chciałabym powiedzieć mamie tu i teraz a zamiast tego przypominam sobie, że choć nie mieszkamy od siebie daleko to jednak ta prawie godzina drogi która nas dzieli mi to uniemożliwia. 

Zdecydowanie najgorsza jest jednak świadomość, że od momentu kiedy zaczniesz mieszkać sam czas zaczynie uciekać zatrważająco szybko. Myśli, które zwracają uwagę, że może nie zostało nam tak dużo czasu jak nam się beztrosko wydaje, że może okazać się, że nawet się nie obejrzymy a stracimy coś naprawdę ważnego. To jak błyskawicznie mijają dni, tygodnie, miesiące jest naprawdę przerażające. 

Czy łatwo jest wyprowadzić się z domu? Ponawiam to pytanie i na zakończanie wciąż twierdzę, że nie da się na nie odpowiedzieć. Łatwo jest się wyprowadzić, ale znacznie trudniej jest dorosnąć i uświadomić sobie, że wyprowadzając się z domu bezpowrotnie zamykamy za sobą drzwi do jednego z najpiękniejszych okresów w naszym życiu, okresu beztroski, radosnego dzieciństwa, miłości i rodzinnego ciepła. Bez wątpienia wiele tracimy dlatego warto przed podjęciem takiej decyzji zastanowić się, czy na pewno więcej dzięki niej zyskamy. 

Jak było u Was, kiedy podjęliście decyzję o wyprowadzce od rodziców? Czy była to łatwa decyzja? Czy tak jak ja miewacie wieczory podczas których ogarnia Was tęsknota za domem? A może tylko ja jestem rozdygotaną, sentymentalną dziewczyną, która sama nie wie czego chce?;-)

pozdrawiam,
Kasia