wtorek, 6 stycznia 2015

Migawki z Wrocławia.

Po ponad dwóch miesiącach przerwy wracam do Was z nowym postem dotyczącym naszej dwudniowej wycieczki do Wrocławia. Nie będę tłumaczyć się dlaczego przez dwa miesiące nie znalazłam czasu na dodanie choćby jednego wpisu, nie będę też obiecywała poprawy ponieważ dobrze wiem, że nie jestem w stanie pisać na blogu regularnie. Są dni kiedy mam więcej czasu i z chęcią mogłabym napisać kilka postów za jednym razem a są i miesiące kiedy nie mam czasu na nic. Listopad i grudzień minął mi przerażająco szybko i choć wspominam dobrze te jesienno-zimowe miesiące to wciąż ciężko mi uwierzyć, że styczeń zaczął się na już na dobre. Dziś ostatni dzień mojego urlopu dlatego korzystając z okazji chciałabym Wam życzyć wszystkiego najlepszego w Nowym Roku a także zaprosić Was na krótką wycieczkę po stolicy Dolnego Śląska. 





Korzystając z naszego pierwszego odkąd zaczęliśmy pracę urlopu, a także z uprzejmości siostry M. postanowiliśmy wybrać się na dwa dni do Wrocławia. Szczerze mówiąc mimo tego, że bardzo podobały mi się wszystkie miejsca w których byliśmy- samo miasto nie zrobiło na mnie wrażenia. Oczywiście byłam we Wrocławiu już wcześniej jednak ani wtedy ani teraz nie zakochałam się w nim, nie chciałabym tu mieszkać i nie uważam, żeby było to miejsce tak magiczne jak zdarzało mi się o tym słyszeć. Naszą wizytę zaczęliśmy tradycyjnie od obiadu. Godna polecenia jest Pierogarnia Stary Młyn mieszcząca się na wrocławskim rynku. Najwyraźniej nie tylko ja uważam, że podawane tam pierogi są bardzo dobre ponieważ w środku nie było już wolnych stolików a co więcej mimo głodu zdecydowaliśmy się odczekać swoje w dość długiej kolejce- było warto. Szczególnie polecamy pierogi z pieca- M. zamówił z mięsem i czerwoną fasolą a ja wegetariańskie z wędzonym serem i sosem żurawinowym. 


Następnie spacer ulicą Świdnicką a później pojechaliśmy do Muzeum Sztuki Współczesnej, które również bardzo polecam. Muzeum mieści się w dawnym schronie przeciwlotniczym a w środku aktualnie ma miejsce bardzo ciekawa wystawa z której można dowiedzieć się mnóstwa ciekawych informacji na temat historii miasta po 1945 roku. Dramat Wrocławia po drugiej wojnie światowej widziany oczyma artystów. Muzeum ma 6 pięter, na ostatnim znajdziecie kawiarnię, 3 piętra przeznaczone są dla sztuki. Zaskoczeniem była dla nas wystawa Tomasza Brody mieszcząca się na 5 piętrze pt. ,,Od Rubęsa do Pikasa czyli zrób sobie arcydzieło" - pełne humoru i dowcipu spojrzenie na najznakomitszych malarzy i ich prace. 








Drugiego dnia postanowiliśmy wybrać się do wrocławskiego ZOO i nowo otwartego Afrykarium. ZOO zrobiło na nas dobre wrażenie, wybiegi dla zwierząt są dość duże, jest w nim dużo zieleni a mało betonu co jak wynika z moich obserwacji jest niestety rzadkością. Zdecydowanie warto wydać 30 zł na bilet do Afrykarium- miejsce w którym można zobaczyć hipopotamy, małe rekiny, tęczowe ryby i pingwiny. 






Ostatni punkt wycieczki to Ostrów Tumski. Wyspa zdecydowanie kościelna, na której znajdziemy piękną, zabytkową katedrę św. Jana Chrzciciela, stare kościoły i seminarium duchowne. Spacer po wyspie ma wiele uroku wieczorem, kiedy wszystkie budynki są ładnie podświetlone, wąskimi uliczkami chodzi niewiele turystów a atmosfera jest tajemnicza i nieco groźna. W dzień również warto się tu wybrać choćby po to aby wejść do katedry i wjechać na taras widokowy na wieży skąd można podziwiać przepiękną panoramę całego miasta. 

Podsumowując, tak jak wspominałam na początku tego wpisu, miasto jako takie nie zrobiło na mnie wrażenia jednak miejsca w których byliśmy zdecydowanie warto odwiedzić. Pozdrawiam Was serdecznie :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz